Luty, 2015
Dystans całkowity: | 685.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 34:26 |
Średnia prędkość: | 16.03 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 76.11 km i 5h 44m |
Więcej statystyk |
Latarkowo.
-
DST
50.00km
-
Czas
02:08
-
VAVG
23.44km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj obrobiłam się wyjątkowo szybko i zdążyłem na Latarkową Środę. Trochę mnie chłopaki przeciągnęli, ale warto było.
Służbowo
-
DST
44.50km
-
Czas
02:07
-
VAVG
21.02km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trafił się służbowy wyjazd z dokumentami a, że było trochę czasu to pojechałem dookoła przez Nowakowo.
Wiosenne Słobity.
-
DST
120.50km
-
Czas
07:04
-
VAVG
17.05km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przyłączyłem się do pomysłu Marka B. i niemal punktualnie o
8:30 niewielkim, bo tylko pięcioosobowym składem ruszyliśmy na trasę.
Ścieżki częściowo znane, niektóre niedawno poznane, a
niektóre odcinki całkiem nowe. Wyjazd
mocno terenowy po leśnych duktach, których dzisiejszy stan bynajmniej nie
ułatwiał jazdy.
Po raz pierwszy miałem okazję obejrzeć z bliska ruiny pałacu
w Słobitach. Pałac spotkał podobny los co inne tego typu obiekty w Prusa.
Splądrowany, rozgrabiony, spalony.
Ruiny pałacu Słobitach.
Dalej już miło i sympatycznie łapiąc wiosenne promienie
słońca oraz coraz rzadsze błotko nimi spowodowane dotarliśmy na leśny popasik,
gdzie przygotowaliśmy pieczyste.
Rowery na trasie przybrały wiosenny kamuflaż, a wszechobecne
błoto utrudniało zmianę przełożeń.
Popasik.
Po posiłku ruszyliśmy przez Nowicę i Stare Siedlisko do
Błudowa, gdzie pożegnałem się z Ekipą i udałem się na niedzielne dokręcanie.
Koncepcji było kilka, ale w końcu dotarłem do Baranówki i odszukałem
brakującą kapliczkę do fotokolekcji. Kiedyś już tam byłe, ale to taka zapyziała
wiocha, że nie pobuszowałem tam wiele po zmierzchu, bo wszędzie chodziły jakieś
zombie. Dzisiaj też szału nie było, ale tubylców za dużo nie widziałem za to
dla odmiany było pełno ujadających kundli.
Kapliczka w Baranówce.
W drodze powrotnej miałem okazję przyjrzeć się dokładnie
nowej wiacie myśliwskiej wybudowanej z unijnych funduszy. No jednak Polska to
bogata kraj.
Unijna wiata myśliwska.
Na koniec przed Chojnowem to już mnie zupełnie odcięło i
musiałem uzupełnić niedobór kalorii i płynów w miejscu postoju na trasie
szlaków czerwonego-R64 i nowego Św. Jakuba.
Pomimo wyraźnej zwyżki mocy powrót asfaltem przez Tolkmicko
i Łęcze.
Podziękowania dla wszystkich uczestników. Jak zwykle było
genialnie.
Miejskie mulenie.
-
DST
44.50km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bilans tygodnia.
Pierzchały i spotkanie z bestią.
-
DST
111.00km
-
Czas
06:32
-
VAVG
16.99km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Otwierając rano oczy już wiedziałem, że na wspólną wyprawę z
ekipą nie pojadą. Jednak, ze był to jedyny plan na dzisiaj postanowiłem ruszyć
ich śladem. Po drodze kilka śladów nawet się znalazło, a po zobaczeniu odcisków
Smart Samów na piasku domyśliłem się nawet jednego uczestnika wyprawy.
Trochę inaczej niż zakładał plan postanowiłem pojechać przez
Narusa. Lekko odbijając z trasy odwiedziłem dawno nie używaną Kolej
Nadzalewową. Podobno jest jeszcze szansa na jej reanimację. Trafiłem tam na
czcinobranie, które ze względu na słabą zimę raczej się nie powiodło.
Fabryka trzciny.
Totem staropruski.
Konik smutasek.
Bezśnieżne przebiśniegi.
W czasie dotowarowanie we fromborskiej Biedronce spotkałem
znajomego który akurat w tym mieście zażywa dłuższego wypoczynku. Farciarz.
Dalej już spokojnie przez Biedkowo pojechałem do Chruściela
gdzie się trochę pokręciłem podziwiając liczne kapliczki.
Po dotarciu do kulinarnej ogniowej miejscówki uznałem, że
ekipa opuściła to miejsce już dawno lub nie paliła ognia, bo palenisko było
zupełnie zimne.
Skosztowałem trochę biedronkowych specjałów, potupałem z
prawa na lewo i postanowiłem wracać. Pora była jeszcze wczesna więc ruszyłem
jeszcze na szlak pieszy, czerwony. Akurat w tym przypadku słowo pieszy sprawdza
się znakomicie, bo rower po zrytym przez dziki dukcie trzeba było najpierw
prowadzić, potem to już kazał się nosić. Mimo to trasa warta zobaczenia,
biegnąca wznoszącym się coraz wyżej brzegiem Pasłęki daje niezapomniane
wrażenia.
Na trasie miałem spotkanie z pewnym wielkim stworem, który
właśnie zajadał na obiad jakąś sarenkę. Niestety szybko mnie zauważył i nie
chcąc pozować do zdjęć oddalił się ustronne miejsce. Na pamiątkę zostawił mi
takie coś. Jak ktoś wie do kogo to należy to proszę o edukacje w tym temacie.
Taki cwancyk.
Pierzchały
Czyje toto?
Widok z szóstego piętra.
Na szago!
Na końcu leśnej przeprawy po raz kolejny zgubiłem szlak a,
że było już po zachodzie poszedłem na szago do najbliższej drogi. Od Sopotów aż
do domu drogę umilał przyjemny wiaterek w plecy, zrobiło się nawet gorąco i
szybciutko powróciłem w domowe pielesze.
Miejskie mulenie.
-
DST
55.50km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bilans tygodnia z sobota w roli głównej.
Dzisiaj 73 rocznica powstania AK. Ciekawe czy ktoś jeszcze pamięta?
Trzynastką po płaskim.
-
DST
120.00km
-
Czas
08:05
-
VAVG
14.85km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miało już nie być Żuław. Miało już nie być wiatru. No, ale
zachęcony ciekawą trasą zaproponowaną przez MarkaB, jednak uległem pokusie i
pognałem na miejsce zbiórki. Jak zwykle parę minut po czasie dotarłem na
miejsce i bez zdziwienie, że nikogo już nie ma sam ruszyłem w trasę.
Jedna myśl nie dawała mi spokoju, dlaczego na świeżym śniegu
nie ma śladów opon.Zapewne pojechali
inną trasą lub wybrali inny kierunek, co tam.
Po dotarciu do Jazowej wjazd na drogi lokalne i tu pochwała
dla drogowców wszystkie asfalty posypane, więc o żadnych poślizgach nie było
mowy.
Było to szczególnie ważne bo waliła na mnie cała masa
żuławskiego powietrza z prędkością ponad 30km/h. No to jechałem raz przechylony
w lewo, innym razem w prawo, a po wyminięciu jakiegoś budynku czy choćby
przydrożnego drzewa czuć było fajne szarpnięcie.
Od Myszewa zaczyna się trasa żuławskich średniowiecznych
kościołów więc mogłem podziwiać zabytki w Marynowach, Tui, Lubieszewie,
Ostaszewie i Niedźwiedzicy. Patrzą po przydrożnych znakach moja trasa pokryła się
przypadkiem z częścią szlaku Św. Jakuba.
Dalej to już prosty odcinek do Mikoszewa umilany centralnym
wiatrem i przechodzącymi śnieżycami przy których ten wiatr wydawał się
silniejszy. Do Stegny dotarłem przed piętnastą, czyli grubo po czasie. Widok
potężnych fal i calutkiej plaży zalewanej wodą bezcenne. Nigdy czegoś takiego
nie widziałem. Byłem pewny, że w takich warunkach kąpiel Elbląskich Morsów
została odwołana, ale jednak twardziele się nie poddali. Plotka głosi, że ponoć
część pociągnęło do Szwecji.
Jazda z powrotem to miód malina. Całkiem bez wysiłku,
popychany tym razem sprzyjającym wiatrem w niecałe półtorej godziny dotoczyłem
się do domu.
No i tak się jeździło po płaskich Żuławach.
Cisza nad Nogatem.
Marynowy. Ciekawostką tego kościoła są mennonickie kamienie nagrobne użyte do budowy jego fundamentów.

Ostaszewo ruiny. Balans bieli nie nawalił, jest tam tak zielono.

Niedźwiedzica - fragment steli.

Nadciąga złe.

Wzburzona Wisła.....

... i wiślane korale.

Stegna, w tym się dzisiaj kąpali.

Znikająca plaża.

Kuter zabezpieczony.

Elbląg po powrocie. Na rzece przybywa wody.
Miejskie mulenie
-
DST
33.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bilans miejskich wyjazdów z tygodnia.
Żuławy wietrzne choć nie wieczne.
-
DST
106.00km
-
Czas
08:30
-
VAVG
12.47km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak to na
Żuławach, ciągle wieje. Jakby nie patrzył to z którejś strony zawija. Dlatego
ja jako mieszkaniec tych ziem zdecydowanie wolę lekkie wzniesienia Wysoczyzny
Elbląskiej niż te otwarte przestrzenie niczym Stepy Akermańskie.
No, ale dziś
przewodnikiem jest JurekM, gość który mnie wychował na rowerzystę ledwie trzy
lata temu.
Po chwilowym
zamieszaniu pod Piekarczykiem, gdzie zebrała się liczna grupa wolnej szlachty
rowerowej niczym na rokosz część pod wodzą mojego guru rusza w kierunku….Szaleńca.
Przy pięknej
(pomijam wiatr) pogodzie mijamy kolejne miejscowości. po raz kolejny
podziwiając pozostałości kultury Mennonitów.
Prze te
kilka lat mojego poznawania tych ziem zniknęło z różnych przyczyn parę
wartościowych obiektów godnych uwagi.Pozostały jedynie na kliszy aparatu.
Co było tu
kiedyś znam jedynie z opowieści i stron internetowych poświęconych historii.
Żal, nie
myślałem, że będą świadkiem takiej cichej hekatomby.
Dalej już
miło i sympatycznie, zakupy w Starym Polu, wbijamy się w zaciszne miejsce przy
Nogacie, ognicho i pędzikiem do Eg bo tam nadają jakiś ważny mecz w TV.
Na prostej
przed Elblągiem, odłączam się od ekipy i ruszam na samotne dokręcanie, a tu,
przy pełnym zaskoczeniu, dołącza do mnie JurekM.
Aby tych
zaskoczeń nie było zbyt mało, to w nowej wiacie Ptasi Raj spotykamy Andrzeja z
GR Stop, który z uwagi na uraz nogi wybrał się na indywidualną, spokojną
wycieczkę. No to w ramach rekonwalescencji przeciągnęliśmy go przez Łęcze do
domciu.
Słońce było
jeszcze wysoko na niebie, tzn. było widno, pogoda taka, że aż się wracać nie
chciało to odwiedziłem kawałek żółtego szlaku na Bażantarni i prawie prostą
drogą (przez Nowinę) wróciłem do domu.
Wszak
niedziela jest tylko jedna.
Pomysłów było wiele na tę niedziele.
Preußisch
Rosengart Aby nie było tylko narzekania to miejscowości Rozgart pojawiła się "nowa" stela prawdopodobnie z jakiś wykopków.
Kławki. Wcale nie dawno, dawno temu stał przy tej drodze dom podcieniowy. Teraz zostały po nim tylko cegły ułożone na paletach.
To co rowerzyści lubią najbardziej.
Wzdłuż Nogatu.
Widok na Krynicę.