Marzec, 2015
Dystans całkowity: | 628.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 32:15 |
Średnia prędkość: | 18.23 km/h |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 104.67 km i 6h 27m |
Więcej statystyk |
EDK
-
DST
40.00km
-
Aktywność Chodzenie
Być może byłem ostatni, ale doczłapałem się jakoś.
Zdjęcie pożyczone z wyjścia na trasę.
Stegna z Morsami
-
DST
132.00km
-
Czas
07:32
-
VAVG
17.52km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak co roku w bałtyckich wodach kończy swój marny żywot
niejaka Marzanna żywcem spalona przez żądne krwi Elbląskie Morsy mszczące się w
ten sposób za zakończenie sezonu kąpieli.
Temu ciekawemu zjawisku od kilkunastu lat przyglądają się z
ciekawością rowerzyści z różnych zakątków dla odmiany rozpoczynających nowy
sezon na dwóch kołach.Wszystko to za
sprawą niejakiego Dareckiego ESR dziś niestety wielkiego nieobecnego. Ja miałem
zaszczyt uczestniczyć w tym niecnym procederze po raz czwarty.
Co prawda w tym roku frekwencja nie powaliła. Zebrało się
zaledwie około trzydziestu osób, ale i tak warto było się wybrać choćby dla
tych kilku dawno nie widzianych twarzy. Sposobów na dotarcie do morsowni Stegna
było wiele, niektórzy podróżowali już od 6 rano z Mariuszem twardym morsem nie
zrzeszonym na czele.
Ja wybrałem ten
tradycyjny, czyli z całą wesołą gromadką.
Na plaży mnóstwo ludzi zarówno morsy z Elbląga i innych
zaprzyjaźnionych klubów, jak i ich kibice. Było ognicho, orkiestra tańce i
hulanki.Wiatr też hulał na tyle
skutecznie, że powoli ludzi zaczęło ubywać z plaży Ja też nie czekając już na
rozgrzanego kąpielą Mariusza ruszyłem powoli w kierunku Krynicy. I tak
odwiedzając co niektóre poniemieckie okopy i kontestując kormorany zakładające
gniazda w rezerwacie po niemalże pięciu godzinach osiągnąłem cel. Może to śpiew
ptaków, błękitne niebo nad głową, a może szum fal sprawił, że ten sposób
podróżowania po mierzei bardzo przypadł mi do gustu. Na miejscu szybkie
uzupełnienie prowiantu i tym razem żwawym tempem do domu bo ziąb mocno przeszywał
palce. W powrocie pomagał wiatr który udał się na wieczorny odpoczynek i w
żadnym kierunku nie utrudniał jazdy.
Mors z kibicami.
Poniemieckie transzeje.
Jedno z bardzo wielu gniazd.
widoczki
Nowe w Krynicy.
Eg miasto
-
DST
21.50km
-
Czas
01:08
-
VAVG
18.97km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazdy zakupowe po mieście.
Miłakówka
-
DST
129.00km
-
Czas
06:59
-
VAVG
18.47km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trasa:
Elblag-Pasłęk-Surowe-Warkały-Głodówka-Podągi-Dobry-Młynary-Elbląg
Wyjazd na dawną
linię kolejową Morąg-Orneta i rzekę Miłakówkę.
Asfaltem do
Pasłęka, potem wzdłuż trasy MTB do Gołąbków i Surowe, Grądki.
Dalej przejazd szlakami Kanału
Elbląskiego do Markowa. Ze Strużyny kierunek na Warkały i po pierwszym
przejeździe przez Miłakówkę kierunek na Miłakowo. Tam chwilę pozwiedzałem teren
po byłej stacji kolejowej. Następnie po szlaku kolejowym udałem się w kierunku
Głodówki.
Miłakowo - budynek dworca.
Przepust pod nasypem, niestety już zamieszkały;)
Ten sam przepust. Po stanie cegieł i zaprawy można by przypuszczać, że to nowy obiekt, a linię oddano do użytku w 1894r.
To się kiedyś budowało.
Pierwszy most na Miłakówce, widok z góry. Wbrew pozorom mosty nie łatwe do zauważenia zwłaszcza latem.
Leśne stwory.
Drugi most na Miłakówce.
Przed wyjazdem poczytałem trochę o
pozostałościach elektrowni wodnej na Miłakówce i spróbowałem odnaleźć to
miejsce. Teren zalesiony, opanowany przez wszędobylskie bobry. Po wycięciu
wszystkich krzewów i mniejszych drzewek wzięły się za konkretne drzewa. Patrząc
co one wyczyniają jakoś sympatii do tych zwierzątek nie czuję.
Wycięte drzewa
Pora na większy kaliber.
W końcu dotarłem do pozostałości
elektrowni. Mimo fatalnego stanu konstrukcja robi wrażenie. Ciekaw jestem
dlaczego teraz nie wykonuje się takich konstrukcji. Nie jest to opłacalne czy
machina urzędnicza i te sprawy?
Pozostałości po elektrowni.
Nie starczyło czasu na główny cel
wyprawy. Po zmierzchu nie było sensu pchać się w to miejsce, ale za to będzie
powrót i kolejna wycieczka.
Dobrocin
-
DST
121.50km
-
Czas
07:03
-
VAVG
17.23km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trasa:
Elbląg-Kwitajny- Piergozy (RIP)-Tulno-Chojnik-Kamionka-Dobrocinek-Dobrocin-Małdyty-Marzewo-Buczyniec-Jelonki-Krzewsk-Eg
Wyjazd miał być nieco inny, trochę dłuższy, skończyło się na
spacerku przyrodniczo-krajoznawczym. Drugi raz zapuściłem się w trójkąt
bermudzki pomiędzy Pasłękiem, Kwitajnami a Zielonką Pasłęcką. Jest to obszar w którym
zniknęło większość zabudowań gospodarczych i dróg poprowadzonych niegdyś
pomiędzy nimi. Dzisiaj do kolekcji mogę dopisać też znikające mosty.
Postanowiłem sobie w ramach akcji –tą drogą jeszcze nie
jechałem –odwiedzić miejscowość Piergozy, a raczej to co z niej pozostało. To
teraz już wiem, że nic nie pozostało i raczej nie warto tam się zapuszczać, ale
że by to wiedzieć trzeba było tam dotrzeć.
Pierwsza przeszkoda do zwalony most. Przedwojenni budowniczowie
tej konstrukcji zapewne nie przewidzieli tak długiego jej użytkowanie. Dopóki hulały
po nim Ursusy i zaprzęgi konne do jeszcze się trzymał. Jak się zabrali za niego
leśnicy wywożący drzewo z lasu to nie wytrzymał i pękł. Kręcą się od czasu do
czasu po naszych pięknych polach i lasach coraz częściej dochodzę do wniosku,
że mosty i drogi to jakiś burżuazyjny wynalazek. Po co to budować i utrzymywać skoro
można pojechać po polu, a na przeprawę rzeki jakiś bród tez się znajdzie.
Dopóki droga wiedzie przez las jest dobrze, leśnicy tu akurat zadbali o
nawierzchnię. Gdy tylko las się skończył ślad po drodze zniknął, bo nie używana
zupełnie zarosła. Docieram w końcu do Piergozy i to rozczarowanie. Jedyny ślad
po miejscowości to szpaler drzew, resztki fundamentów i kupy gruzu obrośnięte grubą
warstwą mchu. Ktoś bawił się w wykopaliska i zostawił dla potomnych kawałek
niemieckiego hełmu i korbę ze starego roweru. Jest cieplutko i cicho, a ja
obserwuję obudzoną przyrodę. Nieopodal z krzaków wybiegł duży dzik
zaniepokojony moja obecnością, kawałek dalej wylądowała para żurawi. Jeszcze
latają w kluczach, ale powoli rozdzielają się w poszukiwaniu swojego miejsca.
Powoli wędrując polami, błotko się lepiło do opon i butów, docieram do Kronina.
Stąd już eleganckimi drogami jadę do Chojnika i Dobrocinka. Chciałem jeszcze
odszukać Kozią Wólkę ukryta gdzieś w lesie, ale tym razem się nie udało.
Powrót asfaltem przez Małdyty z zahaczeniem o myśliwska wiatę
w okolicy Buczyńca. tamtejsze leśne drogi przez leśników rozjechane okrutnie.
Spokojny powrót do domu przez Krzewsk, zakończył dzisiejszą
wycieczkę.
Odnowiony kościół w Kwitajnach.
Nie wytrzymał. Zarwany most na rzece Sała.
Jezioro Tylne.To po środku to droga.
Przerośnięty żywopłot. Gruzowisko.
Wykopki.
Para hałasujących żurawi.Forma przestrzenna.
Po lewej polna droga.
Sarna z obstawą.To ja już wolę po polu.
Tulno, dawny cmentarz ewangelicki.Droga na Kamionkę.
Leśna strefa ruchu.
Po powrocie.
Śladami szwadronu „Żelaznego”
-
DST
184.00km
-
Czas
09:33
-
VAVG
19.27km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zaczęło się źle, bardzo źle.
Podczas wieczornego uzbrajania
roweru przy okazji zakładania łańcucha wyszło na jaw, że łożysko w lewym
suporcie jest zapieczone i korba ledwo się kręci. Jakby tego było mało z
bębenka dobiegały jakieś podejrzane szmery. Po rozkręceniu okazało się, że
jedna ze sprężyn trzymających zapadki jest pęknięta. Łożyska suportu też nie
dało się reanimować i tak zrezygnowany po pierwszej w nocy przygotowałem drugi
rower.
Prognozy nie przewidywały najlepszej
pogody: dżdżysto, pochmurno i wietrznie. Jakoś nic się specjalnie nie
sprawdziło. Wiaterek nie przeszkadzał, słoneczko pięknie przyświecało przez
większość dnia, a deszczyk pokropił okazyjnie podczas powrotu.
Zainspirowany wycieczką Jurka M. sprzed
trzech lat (!), w której nie dane mi było wówczas uczestniczyć postanowiłem
uczcić Dzień Żołnierzy Wyklętych odwiedzając miejsca pobytu ppor. Badochy „Żelaznego” na Powiślu.
Pierwszy postój w Waplewie Wielki
gdzie w dworku Sierakowski powstaje muzeum. Dworek pięknieje z każdym rokiem, a
w tym ma być jego oficjalne otwarcie.
Dwór w pełnej krasie.
Nieopodal Waplewa znajdują się
Tulice. Tutaj rozpoczyna się historia ostatniego epizodu z życia dowódcy szwadronu
„Łupaszki”.
Nie będę tu powielał całej
historii. Kto chce może przeczytać na przykład tu:
Dom w który stacjonowali żołnierze chwilę przed potyczką…
… i świeżutka tablica upamiętniająca to wydarzenie.
Po leśnej autostradzie, kieruję
się do Starego Targu. Tam też odnajduję ślady bytności szwadronu na budynku
posterunku MO przy ulicy 22-lipca. Ulicą gen Świerczewskiego jadę na Tropy z zamiarem
dotarcia do Zielonki. Żeby był ciekawiej wybieram podróż koleją, a właściwie jej
pozostałością, czyli nasypem linii łączącej dawniej Malbork z Morągiem.
Polskie Koleje Państwowe, w oddali widoczna Jodłówka
Przed Zielonkami odnajduję
tajemniczą kaplice w szczerym polu, niestety jej stan jest opłakany.
cytat za Marienburg.pl "Bardzo ciekawe miejsce o burzliwej i smutnej historii.
Igły przed wojną było średniej wielkości wioską o liczebności 92
mieszkańców, ze stacją kolejową, obecnie mieszka tam jedna rodzina.
Grobowiec znajduje się na szczycie wzniesienia, jest budowlą zniszczoną,
zdewastowaną, w wyniku działalności złomiarzy usunięte zostały
wszystkie elementy metalowe w wyniku czego doszło do zawalenia budowli
oraz zniszczenia stropu do krypty. Zabalsamowane ciała zostały
wywleczone z grobowca a cynowe trumny rozkradzione. Wszystko co miało
wartość w tym grobowcu zniknęło: krzyż, kraty ozdobne, posągi. Strop na
stalowych legarach do krypty zniszczony, wnętrze zagruzowane.
Wokół grobowca wg starych map powinny być groby służby, jednak wszystko jest zniszczone i zdewastowane
Dewastacje rozpoczęli pracownicy sezonowi PGR, jednak największych
zniszczeń dokonała osoba, która miała się opiekować tym miejscem,
łącznie z wycinką drzew wokół grobowca.
Przy wycince ostatniego drzewa, osoba ta zginęła przygnieciona nim - symboliczna zemsta pochowanych w tym miejscu.
"
Dojeżdżam do Zielonek gdzie
odnajduję pamiątkowa tablicę.
Potem już szybko do Czernina,
gdzie w dawnym pałacyku rodziny Donimirskich ppor. „Żelazny” poniósł śmierć trafiony
odłamkiem granatu. Tablica upamiętniająca to zdarzenie znajduje się na ścianie
pobliskiego kościoła.
Jeszcze tylko rzut oka na dom w którym
przebywał major „Łupaszko” w Zajezierzu koło Sztumu i szybciutki powrót do domu.
Feniks z popiołów na trasie do
domu.
Rondo Żołnierzy Wyklętych w Elblągu.
Cieszę się, że dane mi było samemu
odwiedzić te miejsca z dala od medialnego szumu i niepotrzebnych dyskusji. Może
za rok dla odmiany zobaczę jak wyglądają oficjalne uroczystości w Gdańsku.
Więcej fotek tutaj:Śladami szwadronu ppor. ŻELAZNEGO